Codzienność...
Mam poukładane życie.. Mam pracę, mój mąż również. Moja córka chodzi do drugiej klasy podstawówki a mój syn siedzi jeszcze w domu pod opieką babci (teściowej). Mamy dach nad głową, nieczego nam nie brakuje.. A jednak ta pustka we mnie jest. Brakuje mi kogoś, kto bedzie chciał o tym ze mną pogadać. Prawdziwego przyjaciela. Takiego, który będzie chciał mnie wysłuchać. Takiego, który nie bedzie zazdrościł. Takiego, który pomimo wszystko bedzie.. Wiem, że istnieją takie przyjaźnie i cholera, strasznie ale to strasznie mi tego w życiu brakuje. Dlaczego nie mam takiego kogoś? Może to ja coś robie nie tak... Nie użalam się nad sobą. Ale kiedy wydaje mi się że to ta osoba, zaraz czar pryska i znów zawód..
Nie wiem co jest nie tak..
Miałam w czasach szkolnych koleżanke. Nazwę ją Ola. Otóż z Olą znałyśmy sie od zerówki, ale dopiero jakoś w gimnazjum się zaprzyjaźniłyśmy. Traktowałam ją naprawdę jak przyjaciółkę. Zwierzałam jej się. Ale niestety to trwało jakies dwa lata. W ostatniej klasie gim, nagle dowiedziałam się, że ona ma inną.. przyjaciółkę.. To tamtej się zwierzała. Poczułam się strasznie oszukana. Było mi mega przykro.. Oczywiście byłam twardzielką. Byłam obrażoną twardzielką.. Teraz kiedy jestem już dorosła patrze na to inaczej.Ale to zaszczepiło we mnie pewną ostrożność w kontaktach z innymi..
Potem już nic nie było takie samo..
Każdą kolejną osobę, która pojawiała się w moim życiu, nigdy nie traktowałam jak przyjaciela. A to właśnie dlatego, że kiedy już myślę że to dobry kandydat okazuję się że jednak nie. I to nie jest tak, że ja nie daje kolejnej szansy. Daje. Ale zawsze jest tak samo...